sobota, 13 czerwca 2015

Czarno-białe szczęście - czyli Panna Fleur i jak do tego doszło.

3:13 w nocy, bądź nad ranem, jak kto woli. Od kilku godzin zabieram się do nauki, ale nie mogę znaleźć w sobie motywacji. Nie od dziś wiadomo, że jak trzeba się uczyć to nagle wszystko inne staje się priorytetami wyższego szczebla. I tak też trafiłam tutaj. 

Próba pisania bloga podejście drugie!

Nie umiem pisać (zapewne kiedy inni stali w kolejce u Boga po ten cenny talent, ja zwiedzałam piekło), ale lubię to robić i raz na jakiś czas mam ochotę podzielić się z ludźmi tym, co mi siedzi w głowie (choć doprawdy czasami bywają to naprawdę dziwne rzeczy :D). I tak właśnie jest dzisiaj. 

Droga Fleur, jako mojego drugiego psa, do mojego domu nie była aż tak długa, ale za to cholernie kręta. Poszukiwania psa zaczęłam na początku 2013 roku. Ewidentnie dawało się odczuć, że wszystkie znaki na niebie mówią mi, że to jeszcze nie TEN moment. Za każdym razem kiedy miałam wybrany miot i z niecierpliwością czekałam na szczeniaka coś się musiało spieprzyć. W dużym skrócie: przerabiałam śmierć reproduktora, brak suk w miocie, tyłozgryz szczeniaka, po którego już zaraz miałam jechać, bezczelne wystawianie hodowców, śmierć szczeniaka... W tym czasie ciągle zmieniały się moje preferencje, co do rasy. Były: szelciaki, oziki, kelpiki, pojawiła się też myśl o adopcji, a na sam koniec bordery, przed którymi wzbraniałam się latami. W końcu zagadałam do Tomka i stało się. Szczeniak wybrany. Chcąc, nie chcąc musiałam pokochać czarnego psa. 





I dopiero w tym momencie zaczyna się najważniejsza część naszej historii. Rzecz w tym, że moja mama nie wiedziała o tym, że zamieszka z nami Fleur. Nie, nie łudźcie się, że była to dla niej miła niespodzianka, bo było wręcz odwrotnie. Moja mama nie chciała drugiego psa. W dzień wyjazdu po sukę powiedziałam mamie, że jadę do Wrocławia do koleżanki (lol jakbym jakieś miała :D). Całą długą drogę do Łodzi byłam niesamowicie zestresowana. Sama nie wiem czym bardziej. Czy swoją chorobą lokomocyjną, tym, że mama nie wiedziała o psie, czy faktem, że drugi raz w życiu jechałam sama pociągiem i to tak daleko. Jedno jest pewne: ten stres mnie wykańczał!

Do domu wróciłam przed 00:00. Mama już spała. Zapakowałam szczeniaka do łóżka (nieee, przecież wcale nie mówiłam, że drugi pies będzie miał zakaz wchodzenia na łóżko!) i pełna wątpliwości, co do dnia następnego poszłam spać. Mama weszła do mojego pokoju koło 5:30, coś do mnie powiedziała, a ja przerażona poderwałam się do góry z myślą "ku*wa! gdzie jest mój szczeniak?!". Nie uszło to uwadze mojej mamy, o nie! Od razu spytała "PRZYWIOZŁAŚ COŚ ZE SOBĄ?!". Ale w tym momencie mi to wisiało. Zaczęłam szukać szczeniaka 
"no przecież do cholery gdzieś tu MUSI być!". Po chwili znalazłam młodą za łóżkiem... Biedna spadła z niego w nocy. Mimo tego mój umysł nie otrzeźwiał. Jestem osobą, która totalnie nie ogarnia z rana, serio (jeżeli kiedyś nam się zdarzy spać razem na jakimś psim wyjeździe to możecie przeprowadzić eksperyment i spróbować ze mną porozmawiać z rana, na bank będę mówić dziwne rzeczy, których później nie będę pamiętać). W każdym razie przekręciłam się na drugi bok, postanawiając sobie, że z mamą zmierzę się później. Pierwsze cztery dni to był istny koszmar! Zdawałam sobie sprawę z tego, że nie będzie zachwycona, ale znam moją mamę i wiedziałam, że trochę się powkurza i jej przejdzie, przecież nie wyrzuci dziecka z domu z powodu psa, prawda? Nie. Była niesamowita wojna, czegoś takiego się nie spodziewałam...
Po czterech dniach zabrałam młodą na działkę, na której już była moja mama. Tam przeżyłam szok! Jej zachowanie momentalnie się zmieniło, zaczęła się interesować młodą, przytulać ją, głaskać, brać na ręce itp.. Gdybyście wiedzieli, jak mi wtedy ulżyło... :) Od tamtej pory Fleurunia stała się pełnoprawnym członkiem rodziny, a ja wiem, że warto dążyć do spełniania marzeń i nigdy z nich nie rezygnować.
Fleur jest cudowna i jestem pewna, że czeka nas wspaniała przyszłość! Nie zamieniłabym jej na żadnego innego psa. 

Czasami warto postawić na swoim! ;)


Aczkolwiek nikogo nie zachęcam do takiego zachowania! Wręcz odradzam! Zwłaszcza osobom niepełnoletnim, które nie utrzymują się same. Ja wiedziałam na co się piszę i czego mniej więcej mogę się spodziewać. Ważny w tym wszystkim jest fakt, że sama zarabiam na siebie i swoje psy, a jedynym wkładem mojej mamy w nasze życie jest dawanie nam dachu nad głową. 
i tak zastała mnie 4:42,
dobranoc!

14 komentarzy:

  1. Ja planuję Parsona od 1,5 roku ale moja mama tak samo się nie zgadza. Ostatnio też wpadłam na pomysł postawię mamę przed faktem dokonanym ale musi poczekać z tym jeszcze rok :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja mama może nie wyrzuciłaby mnie, a szczeniaka...:p Jakieś 2 msc temu znajoma dziadka z powodu swojej choroby musiała oddac swoją 4-letnią suczkę whippeta. To wszyscy od razu, że już Abi nie kocham itd., tak samo jest, jak głaszczę i opiekuję się innym psem, gadają mi cały czas, że swojej nie kocham i co tu zrobić? :D
    Dobrze, że naskrobałaś ten post, bo piszesz naprawdę bardzobardzobardzo ciekawie! Nie mogę się doczekać następnych postów! <3 Fajnie by było gdybyś stworzyła osobne zakładki o Tobie, Fleur i Cody'm chyba wiesz o co mi chodzi :D
    powodzenia w dalszym blogowaniu! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja mama zawsze mówiła, że psa by z domu nie wyrzuciła, ale kazała mi się wyprowadzic, jak przywiozłam Fleur.
      Czaje, czaje, tylko nie wiem czy moje zdolności informatyczne (tudzież ich brak) mi na to pozwolą.
      No i dziękuję za miłe słowa! :)

      Usuń
  3. spadłam z krzesła... brawo! :) i to imię ach.... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że nic Ci się nie stało. Nie chciałabym pewnego dnia znaleźć w swojej skrzynce wezwania do zapłaty odszkodowania :p

      Usuń
  4. matko jaki ona ma cudowny uśmiech! Borderki ogolnie mają takie wesołe twarze, ale jej to mistrzostwo :D
    Ja mam dokładnie taki sam plan. Cośtam mówię czasem, że jest przezajebisty miot i pokazywałam rodzicom hodowlę i znają sukę i psa i wiedzą, że proponowano mi szczenię… Ale są przekonani, że go nie biorę. A może gdzieś tam w podświadomości wiedzą, ze skoro gadam o nich w kółko to w końcu jakiś będzie w domu? Na razie jest, że jak przyniosę drugiego psa to mam się wyprowadzać.
    Najbardziej boję się ich reakcji, mam ogromną nadzieję, że zachowają się jak Twoja mama. Ale stres jest ogromny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To Ty mieszkasz z rodzicami? :D Trzymam kciuki żeby wszystko poszło gładko! :)

      Usuń
  5. Moja mama z góry powiedziała : wyprowadzisz się, to kupisz sobie psa na nawet 10. Mam psa w domu a zawsze marzył mi się pies razy 2. Więcej problemów, więcej kompania, więcej czesania, więcej roboty. Ale mnie to nie przeraża. Fakt jestem pełnoletnia ale nie utrzymuję się sama, więc rozumiem mamę że drugi pies to wydatek. Więc jak na razie się wstrzymuje z psem, chodź co tylko jest okazja mówię mamie o jeejku są szczeniaki tutaj blisko nas ;) Mama wciąż jest nieugięta :D
    No i gratuluje czynu, ja bym się bardzo bała takie coś zrobić, szczeniak by został ja bym dostała chyba eksmisje z domu xD
    Pozdrawiam,
    goldenszastek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No prawda jest dwa razy więcej roboty, na dodatek na szczeniaka idzie naprawdę dużo kasy...sprzatanie po psie, wychowywanie go itp itd to wszystko zajmuje mnostwo czasu. Teraz się czuję jak samotna matka z dwójką dzieci: bez kasy, bez życia towarzyskiego, ze świadomością ciągłej odpowiedzialności za kogoś, za to ciągle zarobiona :p
      Nie ma czego gratulować, ja zawsze muszę postawić na swoim :D

      Usuń
  6. O kurcze, dobrze że się wszystko dobrze skończyło... choć ja jako hodowca nie sprzedałabym w takiej sytuacji szczeniaka :(


    Pozdrawiamy!
    Śledź też pies

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc straciłabyś jeden z najlepszych możliwych domów (ach ta skromność :D) dla swojego szczeniaka :)
      Ale każdy ma prawo do wyboru i rozumiem Twoje wątpliwości w 100%.

      Usuń
  7. Dobrze że ta sprawa się tak potoczyła :D

    A młoda przecudowna <3

    OdpowiedzUsuń